Elastyczność jako remedium na współczesność
22 maja 2020Świat finansjery i inwestorów giełdowych często identyfikuje się z dziką przyrodą. Na suchym lądzie można się spotkać z rekinami, rogi byka windują w górę indeksy, a łapa niedźwiedzia bezwzględnie je przydusza. Ale po giełdowej dżungli wędrują też inne zwierzęta: wilki, jelenie, kurczaki i świnie, strusie chowają głowę w piasek, martwe koty rzucane są o ścianę, a czasem nadlatują czarne łabędzie.
Kiedy nadciągną czarne łabędzie
Dziś czarne łabędzie nie są dla nas niczym nadzwyczajnym, może nawet widzieliśmy je w zoo. Zgoła inaczej było w 1697 roku. Dla holenderskiego żeglarza Willema Hesselsz de Vlamingha i jego załogi eksplorujących Australię widok czarnych łabędzi był bez zwątpienia zaskakujący. Na tyle, że rzeka, przy której je pierwszy raz zobaczyli do dziś nazywa się Swan River.
Koncepcja czarnego łabędzia jako czegoś nieistniejącego ma długą historię w filozofii i matematyce, ale swoją popularność w kręgach inwestycyjnych zawdzięcza Nassimowi Nicholasowi Talebowi. Były trader, ekonomista, doktor zarządzania opisał ją w 2001 roku w książce Zwiedzeni przez losowość, a później rozszerzył ze świata finansów na inne dziedziny życia – Czarny Łabędź. O skutkach nieprzewidywalnych zdarzeń (2007).
Taleb definiuje „czarnego łabędzia” jako niespodziewane, nieprzewidywalne wydarzenie, mające poważne, powszechne konsekwencje i które z perspektywy czasu będzie postrzegane jako coś, czemu można było zapobiec (tzw. hindsight bias).
W teorii czarny łabędź jest zatem wydarzeniem, które nie miało miejsca w przeszłości. Jako takie nie poddaje się historycznym modelom zarządzania ryzykiem, bo jest czymś nowym. Nieznanym.
Przewiduj to, co nieprzewidywalne
Według Taleba „czarnymi łabędziami” są takie wydarzenia jak rozprzestrzenianie się Internetu, ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku, Wielka Depresja (1923-1933) czy recesja, jaka miała miejsce na przełomie dekad 2000/2010.
Do takich wydarzeń inwestorzy giełdowi zaliczają również „czarnego łabędzia” szalejącej pandemii Covid-19, która grozi wywołaniem na całym świecie spowolnienia gospodarczego. Jednak część z analityków zwraca uwagę, że o ile nie dało się przewidzieć faktu, że w chińskim Wuhan pojawi się nieznany dotąd koronawirus, to ludzkość powinna mieć wypracowane scenariusze na czas epidemii. Wszak w ciągu ostatnich dwóch dekad świat musiał zmierzyć się w 2004 roku z SARS, w 2009 roku z H1N1 i z epidemią eboli w 2015 roku. Wszystkie te epidemie zabrały bardzo wiele istnień oraz zostawiły po sobie pokaźne zbiory badań i analiz. W 2018 r. WHO przewidywało ryzyko pojawienia się kolejnej globalnej pandemii. Było to poważne ostrzeżenie, które w dużej mierze przeszło bez echa.
To, czy obecna pandemia jest „czarnym łabędziem”, nie jest teraz specjalnie istotne. Taleb uważa zresztą, że strategie inwestycyjne powinny być tak budowane, aby były odporne na tego typu wydarzenia, bo wtedy przestaną być czymś niespodziewanym. A że wcześniej czy później się pojawią, to jest pewne. Ważne, żeby umieć odnaleźć się w kryzysowej sytuacji.
Wygrają elastyczni
Tym sposobem dochodzimy do zagadnienia elastyczności produkcji, która staje się niezwykle ważna w sytuacjach takich jak te określane mianem „czarnych łabędzi”, ale nie tylko. Możliwość dostosowania linii produkcyjnych – dynamiczne zmniejszenie, zwiększenie czy zmiana asortymentu – otwiera producentom możliwość reagowania na zmienne potrzeby zarówno w spokojniejszych czasach, jak i w dobie niestabilnych uwarunkowań gospodarczych.
Czy elastyczna może być każda firma? Do pewnego stopnia tak, ale dostosowanie się do zmian będzie najłatwiej przychodzić firmom, które postawią na cyfryzację. Zakłady, które będą działać zgodnie z ideą Przemysłu 4.0 będą już na starcie elastyczne.
Wykorzystanie na ciągach produkcyjnych robotów współpracujących, tzw. cobotów, które wyręczają ludzi w montażu, podnoszeniu, spawaniu, wkręcaniu i innych pracach, pozwala na elastyczne skalowanie produkcji i bezproblemową zmianę przydzielonych im zdań. Wszystkie roboty i maszyny będzie można łatwo zarządzać i przeprogramowywać zdalnie, tak by z dnia na dzień mogły zmienić produkcję. Co więcej, dzięki takim rozwiązaniom, fabryki przyszłości będą realizować bardzo zindywidualizowane, jednostkowe zamówienia klientów.
Automatyzacja produkcji, ciągła kontrola i zarządzanie poprzez chmurę obliczeniową przyczyni się nie tylko do gwałtownego wzrostu produktywności, ale pozwoli również na budowanie tzw. cyfrowych bliźniaków zakładów przemysłowych. Cyfrowi bliźniacy będą wiernymi cyfrowymi kopiami zarówno produkowanych urządzeń, jak i całych zakładów. Dzięki możliwości odwzorowania ich działania będzie można badać i testować każdy element łańcucha tworzenia wartości. Co najważniejsze, taka fabryka będzie mogła wirtualnie opracować scenariusze (ze zmianą asortymentu włącznie), które przygotują ją na to, co przyniesie kolejny czarny łabędź.
Już dziś wiadomo, że w przyszłości wygrają ci, którzy będą elastyczni. Z punktu widzenia naszego kraju głównym problemem stojącym na drodze do tego celu jest wciąż małe zainteresowanie MŚP przechodzeniem na gwarantujący elastyczność poziom Przemysłu 4.0. Według badania „Smart Industry Polska 2018” przeprowadzonego przez Siemens we współpracy z Ministerstwem Przedsiębiorczości i Technologii tylko 15,5% przedsiębiorstw uwzględniło w swojej strategii ideę Industry 4.0. W tych przedsiębiorstwach wdrożono innowacyjne rozwiązania technologiczne przede wszystkim w celu obniżenia kosztów produkcji i uzyskania przewagi konkurencyjnej.
Krótkotrwały kryzys, długotrwały zysk
Warto wziąć pod uwagę, że obecna sytuacja była zaskoczeniem dla Chin, ale już nie dla reszty świata. Europa miała kilka miesięcy, które elastycznym zakładom pozwalały na przygotowanie nowej koncepcji. Wśród nich były też takie, które zrobiły to właściwie ad hoc.
W ciągu kilku tygodni producent elektroniki Sharp rozpoczął w Japonii produkcję masek chirurgicznych. Stał się tym samym pierwszą firmą spoza branży medycznej, która się tym zajęła. Było to możliwe dzięki temu, że Sharp wykorzystał do tego jedną ze swoich nowoczesnych fabryk, w których wytwarzane są panele LCD z zachowaniem bardzo wysokich standardów czystości. Produkcja miała się rozpocząć z dzienną wydajnością na poziomie 150 000 masek, by z czasem wzrosnąć do miliona. Podobną operację zrobił już wcześniej tajwański właściciel Sharpa, firma Foxconn, która na terenie Chin stworzyła podobną linię produkcyjną.
Na naszym podwórku elastycznym dostosowaniem do sytuacji wykazał się Orlen. W zakładzie produkcyjnym Orlen Oil w Jedliczu, który na co dzień zajmuje się produkcją płynów do spryskiwaczy, płynów chłodniczych, smarów oraz olejów przemysłowych, koncern dokonał szybkiego przestawienia linii produkcyjnej tak, aby można było rozpocząć wytwarzanie płynu do dezynfekcji rąk. W marcu wydajność produkcji wyniosła 2,5 mln litrów i dzięki rozbudowie infrastruktury w kwietniu ma ulec podwojeniu.
Firma OTCF, właściciel marki znanej z produkcji odzieży sportowej 4F, elastycznie odpowiedział na zapotrzebowania największego polskiego szpitala zakaźnego i przekazał mu bezpłatnie 300 par gogli oraz we własnej szwalni rozpoczął produkcję maseczek.
Oczywiście powyższe działania są bardzo specyficzne, bo są bezpośrednią odpowiedzią na zapotrzebowanie państw związane z pandemią. O zaletach elastyczności w biznesie możemy też mówić w kontekście bardziej codziennych potrzeb, choćby takich jak globalna walka z plastikiem. Z jednej strony akcja „Tu pijesz bez słomki” postawiła restauratorów przed dylematem czy całkowicie zrezygnować ze słomek czy jednak zaspokoić naturalną potrzebę ssania swoich klientów i zastąpić plastikową rurkę czymś innym.
Rozwiązania poszły tu, jak można się domyślać, dwutorowo. Jedne firmy z dnia na dzień zaprzestały całkowicie używać słomek, inne sięgnęły po alternatywne rozwiązania: słomki z papieru, makaronu, biodegradowalnego plastiku, słomy czy służącego do wielorazowego użytku metalu.
Choć kampania odchodzenia od plastikowych słomek bynajmniej nie rozwiązuje problemu zanieczyszczenia oceanów (stanowią one tylko ok. 0,03% ogólnego zanieczyszczenia plastikiem), to była pierwszym sygnałem zmian mających skierować nas w stronę rozwiązań zero waste. Tzw. dyrektywa plastikowa uchwalona przez Parlament Europejski wprowadza zakaz sprzedaży plastikowych jednorazówek. Od 2021 roku nie będzie można używać jednorazowych przedmiotów wykonanych z tworzyw sztucznych, m.in. słomek, sztućców, talerzyków, patyczków do uszu. Odchodzenie od plastiku jest prawdziwym wyzwaniem dla producentów. Czy okażą się na tyle elastyczni, by przestawić się na produkcję tworzyw z recyklingu i doprowadzić do produkcji w obiegu zamkniętym? Czas pokaże. Na razie świat musi odpędzić czarnego łabędzia koronawirusa.
Autor: Andrzej Pająk, CrazyNauka.pl
Zapisz się na Newsletter
Interesują Cię aktualności Siemens Polska? Zasubskrybuj nasz Newsletter